poniedziałek, 28 września 2015

Nigdy nie jest idealnie

Kiedy występuję gdzieś publicznie, często mówię do ludzi o tym, że nadzieja także może umrzeć. Ktoś, kto nie przeżył nigdy jej zgonu, na pewno temu zaprzeczy. Nadzieja umiera ostatnia - tak się mówi. Coś w tym jest. Bo kiedy ją straciłem, żyło tylko moje ciało, poza tym - nic. No i jeszcze było ze mną to przeogromne cierpienie, którego nie da się opisać...

Do czego można to porównać?

Babcia wychowywała mnie w duchu katolickim. Co niedzielę chodziliśmy do kościoła - w jedną stronę 3 kilometry, z powrotem analogicznie tyle samo, czyli razem 6. Kiedy odbywały się rekolekcję, zdarzało się, że robiliśmy tak 4 dni pod rząd. Uczono mnie wtedy w kościele, że piekło to jest takie miejsce, gdzie człowiek strasznie cierpi, przechodzi katusze - mało tego: wie, że to cierpienie nigdy się nie skończy - będzie trwać wiecznie. Stan mojej duszy przez kilka miesięcy po tym jak straciłem ręce był właśnie taki, jakby trafiła ona do piekła. Wyschły wtedy też moje łzy. Chciałem płakać - wiedziałem, że gdybym to zrobił, ulżyłoby mi. Co z tego, że chciałem, jak nie mogłem...?

Wiem, że każdy z Was przechodzi swoje cierpienia. I nie twierdzę, że moje były większe. Tego nie da się porównać. Ale ja się wtedy czułem, jakbym trafił do samego piekła - to na pewno. Być może czujecie czasem podobnie. A może nie. Każdy z Was wie to najlepiej.

Piszę te słowa nie po to, by się nad sobą użalać. Chcę pokazać przez nie, iż w życiu może być różnie, ale człowiek nie jest nigdy do końca przegrany... Można się pozbierać ze wszystkiego. Żyć i być szczęśliwym, mimo tego, że nie jest idealnie. Bo nigdy nie będzie idealnie, ale to nie jest powód do tego, by nie być szczęśliwym.

Zacznij być szczęśliwy już teraz - co Ci szkodzi? Spróbuj, choć może nie jest to proste. Spróbuj i trwaj w tym, a kiedy zboczysz z postanowienia - spróbuj raz jeszcze. Właśnie na tym polega życie, by być wytrwałym, a po każdym upadku po prostu wstawać! Kończąc ten wpis, życzę Ci wszystkiego, co najlepsze. I pamiętaj, że nie jest to bynajmniej czcze gadanie ;-)

7 komentarzy:

  1. Przeszlam przez pieklo depresji. Wiem co to znaczy, kiedy zyje tylko cialo. Nie mialam nadziei. Nie wierzylam, ze z tego wyjde. Nie wiem co mnie wtedy trzymalo przy zyciu. To wszystko dzialo sie w 2003. Minelo 12 lat. Wyszlam z tego. Zyje. Ciesze sie zyciem. Samo zycie jest teraz moim zachwytem. Nigdy nie nalezy sie poddawac. Jestem na to zywym przykladem. Pozdrawiam. Stef kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stef, przeszłaś przez to, a więc wiesz, o czym mówię. Wiesz, że nadzieja także może umrzeć, ale mimo tego można przeżyć. U mnie nie zdiagnozowali nigdy depresji, jednak mój ogólny stan był wtedy właśnie taki, jak opisałem wyżej, czyli bardzo podobny do Twojego.

      Fajnie, że cieszysz się życiem i nie potrzebujesz do tego jakichś specjalnych powodów - bo życie samo w sobie jest cudem. "Samo życie jest teraz moim zachwytem" - pięknie to ujęłaś. To prawda - nigdy nie należy się poddawać :-)

      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego, co najlepsze!! :-)

      Usuń
  2. Patrzylam na zegarek i kazda sekunda, kazda minuta mojego zycia byla cierpieniem. To byla otchlan bez konca i dna. Nie jadlam, nie spalam. Balam sie ludzi. To byl koszmar. Bol istnienia. Moje slowa nie sa w stanie wyrazic tego co sie wtedy ze mna dzialo. Doswiadczenie depresji pokazalo mi jak wazne jest samo zycie, zwykle codzienne czynnosci, chodzenie, usmiech, jedzenie, spanie, rozmowa. Stef kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stef, naprawdę Cię świetnie rozumiem... Miałem dokładnie tak samo, a na dodatek dochodziła jeszcze ta świadomość i myśli w stylu: "Człowieku, ty nie masz rąk, przegrałeś całe swoje życie, do końca - nie ma już odwrotu..."

      Dobrze, że z tego wyszłaś. Trzymam za Ciebie kciuki :-)))

      Usuń
    2. Przeszłam depresję jak jeszcze chodziłam i przeszłam ją, wyszłam z niej bo chodziłam, a teraz gdy straciłam możliwość chodzenia, gdy stałam się całkowicie niesamodzielną fizycznie czuję się bardzo podobnie jak wtedy, w depresji, sporadycznie się uśmiecham, mało co jest mnie w stanie zainteresowć, unikam ludzi, w moich oczach widać nieobecność na tym świecie, kilka razy dziennie uciekam w sen ale twierdzę że nie cierpię na depresję bo depresja panowała jakby poza moją świadomością a tym razem jestem taka a nie inna, totalnie obojętna świadomie, świadomie

      Usuń
  3. Wiem o czym piszesz, doskonale wiem co to cierpienie, poczucie lęku, straty. Właściwie ciągle borykam się z jakimiś przeciwnościami, pewnie jak każdy. Myślę, że tylko wiara w Boga sprawia, że jednak mimo wszystko chce mi się iść naprzód i ufać, że może jeszcze kiedyś będę szczęśliwa i spełniona ( poprzedni komentarz mi się nie opublikował, nie wiem czemu, może dlatego, iż był przydługi?:) Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów i tak jak do tej pory, pozytywnego nastawienia do życia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że poruszyłaś temat Boga. Też jestem wierzący. I choć nie jestem święty, nigdy nie zapominam i nie wstydzę się tego, że to Bóg mnie mi pomógł. Modlitwa. Dziś staram się łączyć wiarę z działaniem. Nie zawsze mi się to udaje, ale jestem wytrwały. Czasem się gubię i schodzę z dobrej drogi, ale zawsze na nią wracam. I nie mam zamiaru się poddać. Ach, mógłbym pisać o tym długo... ;-)

      Dziękuję. Wierzę, że odnajdziesz swoje szczęście. Życzę Ci tego z całego serca. Pozdrawiam serdecznie :-)))

      Usuń